„Najpierw jako dziecko pojawiałem się tam w ramach pochodów pierwszomajowych, potem kiedy już sam zacząłem odkrywać moje miasto był to cel wypraw do księgarni na rogu wtedy jeszcze Świerczewskiego i Grabiszyńskiej, podziwiałem piękne neony budynku Lotosu, sklepu Krokodyl czy ulubionego pierogowego Baru Wiking”
autor: Woderful Wrocław
Jest wiele placów w naszym pięknym mieście jakich kształt i zabudowę możemy obecnie podziwiać w rezultacie ich doszczętnego zniszczenia w 1945 roku, kiedy to w ramach nowych koncepcji został wprowadzony także tutaj nowy ład i porządek. Wtedy to urbaniści i projektanci wzięli w swoje ręce budowę osiedli, wytyczanie na nowo ulic i właśnie placów w duchu odnowy i jak w naszym przypadku omawianego placu potrzeby „przewietrzenia” miejskiej tkanki.
Okiem dawnego breslauera weszlibyśmy idąc od Dworca Głównego w stronę Świebodzkiego na plac Słoneczny, który powstał po stopniowym przekształceniu ul. Ogrodowej (obecna ul. Piłsudskiego) w dzielnicę mieszkaniową (jego początki widać na planach miasta z końca 19 wieku) i wytyczeniu innych ulic jakie znalazły na nim swój początek. Plac swoją nazwę zawdzięczał – według legend gospodzie „Pod Słońcem” jaka miała istnieć w pobliżu. Inni za jej genezę uznają sam kształt placu, którego ulice rozchodziły się promieniście z jego centralnego punktu, kolejnym argumentem jest biegnąca z tego miejsca ulica Słoneczna. To co wówczas zobaczylibyśmy w żadnym stopniu nie przypomina obecnego miejsca. Szczelnie otoczony czynszowymi kamienicami plac stanowił ważną oś komunikacyjną dynamicznie rozwijającego się miasta gdzie zbiegały się ulice Sonnen Strasse (obecnie nieistniejąca), Neue Graupen Strasse (obecna ul. Sądowa), Grabschen Strasse (obecna Grabiszyńska) oraz wspomniana już Garten Strasse (ul. Piłsudskiego), zaś sam plac przecinały gęsto linie ówczesnych tramwajów. Działania wojenne obeszły się z tym miejscem szczególnie brutalnie, a idąca za nim akcja rozbiórkowa oraz ambicje nowych planistów miejskich zmieniły to miejsce w reprezentatywny przykład nowych koncepcji urbanistycznych. Z budynków jakie przetrwały wojenną zawieruchę (o ironio!) znajdujemy dawną siedzibę VSV-Gauhaus (Urząd NSDAP do Spraw Opieki Społecznej) na rogu z ulicą Lelewela (nad wejściem wciąż jest uchwyt dawnego godła III Rzeszy) oraz kilka kamienic na środku placu. Nowe budynki jakie tu stanęły zostały oddalone od osi jezdni, ulica Słoneczna (widoczna jeszcze na planach z lat 1945-56) została zamieniona w skorygowaną bardziej w kierunku Dworca Świebodzkiego i przedłużoną w tym kierunku ulicę Karola Świerczewskiego (obecnie Piłsudskiego), likwidując także część ulicy Świebodzkiej. W nagrodę otrzymaliśmy także nową ulicę Pawłowa.
To właśnie skutek trwających w latach 60tych prac nad stworzeniem nowej topografii miasta opartej na szerokich ulicach, dających możliwość przewietrzania miasta. Budynki jakie powstały wtedy w przyziemiu posiadały lokale na sklepy i usługi, zaś ponad nimi wznosiły się czterokondygnacyjne bloki mieszkaniowe. W budynkach przy placu znajdziemy jeszcze resztki koncepcji zdobniczych w postaci ażurowych przesłon okien klatek schodowych. To już ostatni dzwonek przed nadejściem wielkiej płyty z jej topornymi bryłami. Te, które powstały na przemianowanym ze Słonecznego na Plac Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) były jeszcze pozytywnym przykładem nowych rozwiązań oraz estetyki tamtych czasów. Szczególny w swej idei jest także najwyższy budynek placu – zwany budynkiem Lotosu. Jego oferta mieszkaniowa skierowana była do mieszkańców szukających małych lokali w centrum miasta, jakie łatwo dałoby się przekształcić w hotel (stąd nazywało się to miejscem hotelem dla samotnych – poniekąd smutna bardzo nazwa), do czego jednak w końcu nie doszło. Budynek mieścił w momencie powstania 196 lokali – 182 jednopokojowych oraz 14 mieszkań dwupokojowych. Na dachu miała powstać restauracja z widokiem na Wrocław – niestety jak wiele tego typu koncepcji lat 70tych nie została zrealizowana.
Takim ów plac poznałem także ja. Najpierw jako dziecko pojawiałem się tam w ramach pochodów pierwszomajowych, potem kiedy już sam zacząłem odkrywać moje miasto był to cel wypraw do księgarni na rogu wtedy jeszcze Świerczewskiego i Grabiszyńskiej, podziwiałem piękne neony budynku Lotosu, sklepu Krokodyl czy ulubionego pierogowego Baru Wiking – wszystkie te miejsca istnieją do dziś jednakże nie ma śladu po tych neonach (może z wyjątkiem baru Wiking, gdzie obrys neonu wciąż widać na elewacji), które tak bardzo mi się wtedy podobały. Z biegiem czasu stamtąd też wybierałem się z Tatą odprowadzać moją Babcię na Dworzec Świebodzki skąd jeździła do Jeleniej Góry do domu. Po drodze obowiązkowo zatrzymywaliśmy się przy saturatorze, którego pyszny, gazowany i malinowy napój stanowił dla mnie istną ambrozję… Dodatkowym celem moich wypraw był sklepik rowerowy jaki znalazł tutaj swoją siedzibę po przeniesieniu z ul. Ruskiej, gdzie funkcjonował przez wiele lat wcześniej. Kiedyś był to dla mnie jedyny punkt zaopatrzenia w wiecznie potrzebujących jakich napraw i przeróbek składaku Wigry 3 a później dumnie zakupionym rowerze Wagant.
Podsumowując pl. Legionów to jedno z ciekawszych świadectw jak z Breslau powstał Wrocław i jak bardzo duch ówczesnej epoki wywarł na nim swój piętno. Można go lubić, bądź nie, ale wydaje mi się, że jak wszystko z biegiem lat nabywa on swego uroku. Oby tylko deweloperzy nie weszli już bardziej na jego teren – wystarczą nam koszmarki: za budynkiem Lotosu – biurowiec firmy ASCO oraz stojący naprzeciwko budynek biurowo-usługowy… Zostawmy to miejsce takim jaki jest.