mgr Jerzy Werszler (artysta plastyk)
Pod koniec lat sześćdziesiątych i w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia mieliśmy we Wrocławiu, jeżeli można to tak nazwać, boom neonowy. Pomimo nie zawsze elegancko wyglądających elewacji w ciągu dnia, miasto w nocy nabierało dużego uroku. Światła neonów sprawiały wrażenie iż znajdujemy się e nie byle jakiej metropolii. Jednak droga do momentu zanim rozbłyśnie wielokolorowe, migające światło neonu i zacznie cieszyć nasz wzrok, nie jest zbyt prosta. Głównym producentem neonów, można powiedzieć, że prawie monopolistą w tamtych latach była firma o pełnej nazwie: Przedsiębiorstwo Usług Reklamowych „Reklama”. Cykl powstawania reklamy świetlnej zaczynał się oczywiście od zlecenia. Zlecenia bywały różne, na neony duże i małe, proste i skomplikowane. Z wszystkimi jednakowo należało się uporać. Niektórzy inwestorzy ukierunkowywali swoje zapotrzebowanie, inni nie bardzo wiedzieli czego chcą i projektant musiał im to podpowiedzieć, zaproponować. Podstawową czynnością było zapoznanie się z miejscem lokalizacji przyszłej reklamy. Przeważnie wiązało się to ze sporządzeniem inwentaryzacji obiektu lub jego fragmentu, na którym zlokalizowany miał być neon. No cóż, gdy trzeba było, łaziło się po dachach dokonując szczegółowych pomiarów. Na podstawie sporządzonych rysunków i notatek, a także przy pomocy serii zdjęć, których obróbki w dużej mierze projektant sam dokonywał, należało rozrysować żądaną elewację. Rzadko zdarzało się, że inwestor dostarczał gotowy, architektoniczny projekt elewacji. Dotyczyło to zazwyczaj tylko nowo powstałych obiektów. Ale i w takich przypadkach, skalę takiego rysunku należało sprawdzić. Kolejną czynnością, chociaż zabrzmi to śmiesznie, było myślenie. Trzeba było taki neon wymyśleć. Tak więc, brało się do ręki ołówek, kartkę papieru i kreśliło różne warianty rozwiązania przyszłej reklamy. Czasami zajmowało to sporo czas. Należało dostosować wzór czcionki do tekstu reklamy. Tekst taki przeważnie podawał inwestor. Czasami zdarzało się, że tekst hasła reklamowego wymyśleć musiał projektant plastyk. Dalej należało rozrysować jakiś element graficzny wzbogacający hasło lub namozolić się nad niejednokrotnie skomplikowanym emblematem inwestora, tak żeby można to oddać w postaci neonowej. Zazwyczaj sporządzało się kilka wariantów wstępnego projektu. Ostatecznie, szkic który według koncepcji projektanta wydawał się najbardziej udany, odtwarzało się w odpowiedniej skali na planszy, już w kolorach. Na czym to polegało? Otóż, arkusz grubego kartonu lub płyty pilśniowej, należało zagruntować na czarno. (W tamtych latach trudne było, wręcz niemożliwe, zdobycie takiego gotowego podłoża. O tym, że nikt sobie nawet nie wyobrażał jak może wyglądać osobisty komputer, nie muszę chyba wspominać). Tak więc, na tymże arkuszu wykreślało się szarym kolorem rysunek elewacji lub jej fragmentu. W odpowiednim miejscu malowało się w kolorze wcześniej opracowaną kompozycję. Na planszy takiej rysunek elewacji zazwyczaj był rozrysowany w skali 1:50 lub 1:100. Na drugiej, na czarno zagruntowanej planszy, malowało się już sam neon w skali powiększonej, np. 1:20 lub 1:10, dołączając, jeśli było takie zamierzenie, sposób programowania, czyli zmienność świecenia. Tę czynność można nazwać pierwszą fazą projektowania. Następnie przed każdym projektantem plastykiem stawało zadanie przebrnięcia przez typową u nas biurokrację.
I tak, w pierwszej kolejności, projektant udawał się po werdykt Komisji Artystycznej. Takie komisje obradowały przy Związku Polskich Artystów Plastyków w Zakładach Artystycznych „Art.”, przy Pracowni Sztuk Plastycznych, a także w pewnym okresie czasu, jako wewnętrzna komisja, w firmie „Reklama”. Członkowie komisji oceniający poziom artystyczny projektu byli powoływani przez Zarząd Główny Związku Artystów Plastyków. Na posiedzeniach komisji bywało różnie. Sam też byłem członkiem kolegium przy Zakładach Artystycznych „Art.”.
(Oczywiście, własnych projektów nie oceniałem). Zdarzało się, że niektóre projekty były odrzucane. Wróćmy jednak do przykładowego projektu, który przebrnął przez kolegium którejś z wyżej wymienionych komisji. Wówczas na odwrocie planszy znalazły się odpowiednie, zatwierdzające adnotacje i pieczątki. Teraz należało udać się z projektem do Plastyka Miejskiego, lub jego odpowiednika jeżeli neon był lokalizowany poza Wrocławiem. Ten także miał lub nie, swoje uwagi. Wcale nie musiał liczyć się z opinią „Wysokiej” Komisji Artystycznej. Jeżeli nie było zastrzeżeń, na odwrocie planszy przybywała kolejna adnotacja i pieczątka. Gdy lokalizacja neonu znajdowała się w obrębie Starego Miasta, czy to we Wrocławiu, czy też innej miejscowości, swoją opinię musiał wystawić także Konserwator Zabytków. Tu najczęściej spotykał się projektant z serią najróżniejszych uwag i zastrzeżeń. Te zastrzeżenia czasami były sensowne, czasami nie. Na marginesie przytoczę tu pewną historyjkę pośrednio tylko związaną z projektowaniem neonów. Opracowując projekt neonu dla byłego hotelu „Panorama”, na byłym placu Dzierżyńskiego, (pl. Dominikański), musiałem pojechać do Poznania żeby uzgodnić go z inwestorem. Podczas rozmowy, ktoś z dyrekcji Orbisu żalił mi się wówczas, że w założeniu, według projektu architektonicznego, budynek hotelu miał być wyższy o jakieś dwa lub trzy piętra, jednak Konserwator Zabytków nie wyraził na to zgody motywując, iż tak wysoki budynek byłby zbyt duża konkurencją dla stojącego obok zabytkowego kościoła Dominikanów. Czasy się zmieniły. To co teraz stoi na placu Dominikańskim, zasłaniając całkowicie kościół, każdy może sobie obejrzeć.
Wróćmy do tematu. Ostatnim uzgadniającym projekt był inwestor. Cóż powiedzieć. Ten płacił ale jego zdanie dotyczące projektu prawie się nie liczyło, wziąwszy pod uwagę siłę pieczątek machiny biurokratycznej. W najgorszym wypadku inwestor mógł wycofać zlecenie.
Po przebrnięciu przez wszystkie uzgodnienia, można było wreszcie spokojnie usiąść przy desce kreślarskiej, (Jak już wspomniałem, komputerów w tamtych latach nie było). Rysunek elewacji z naniesioną kompozycją neonową, należało przenieść na kalkę techniczną. Kolejnym rysunkiem na kalce technicznej, nadającym się do powielania, była sama kompozycja w odpowiednio powiększonej skali z zaznaczeniem podziału rurek neonowych na wymagane odcinki, nie dłuższe niż 2 metry, opisanie długości oraz zaznaczenie punktów elektrodowych. Dalej należało wskazać przekrój szkła dla poszczególnych elementów i zgodnie z zaprojektowaną kolorystyką wskazać symbole luminoforów, odpowiednio dla każdego elementu, względnie podać kolor szkła. Do takiego rysunku technicznego, należało dołączyć opis. Opis techniczny był swego rodzaju wskazówką dla projektanta konstrukcji nośnej neonu oraz dla projektanta części elektrycznej. Projekt reklamy neonowej, aczkolwiek w wąskim zakresie, oparty był o rygor szeroko pojętego prawa budowlanego.
Najbardziej uciążliwą fazą projektowania neonu były rysunki robocze. Wielu plastyków nie bardzo radziło sobie z tym zadaniem. Co to takiego rysunek roboczy? Całą kompozycję neonu, bez względu na jego rozmiary rzeczywiste, należało rozrysować w skali 1:1. W oparciu o takie rysunki szklarz nad palnikiem formował szkło. Jak się te rysunki robiło. Otóż, na przebitkach pergaminowych, służących w zasadzie jako papier pakowy, rysowało się przeważnie na podłodze, na klęczkach, kolejno każdy fragment neonu, pilnując dokładnego wyskalowania i następnie sklejało się poszczególne arkusze. Można sobie wyobrazić taki rysunek w skali 1:1 reklamy, która przykładowo miała wymiar kilku lub kilkunastu metrów długości, przy wysokości, dajmy na to, dwóch lub więcej metrów. Na rysunkach tych należało ponownie zaznaczyć elektrody, długości odcinków rurek oraz wszelkie przejścia kolankowe z precyzyjnym opisaniem tych mijanek. Pozwolę sobie tutaj przypomnieć jeden z moich projektów. Na zlecenie Wrocławskiej Wytwórni Win i Przetworów Owocowych, zaprojektowałem wymodelowaną postać nagiej dziewczyny, symbolizującą starotestamentową Ewę z jabłkiem w ręku. Neon miał reklamować korzyści wynikające ze spożywania owoców. Postać miała, o ile dobrze pamiętam, ponad 6m wysokości. Rysunki robocze wykonywałem w domu. Największy pokój w mieszkaniu mierzy sobie 4,5 m długości. Rozrysowałem to ale nie byłem w stanie obejrzeć całości rysunku. Przejrzałem się temu dopiero po rozwinięciu na korytarzu w firmie Reklama.
A swoją drogą, żałuję, że neon ten, zlokalizowany na ścianie szczytowej budynku, róg Teatralnej i Piotra Skargi, naprzeciw Wzgórz Partyzantów, przez parę dni tylko świecił. Podobno okoliczne mieszkanki uznały tę reklamę za niemoralną i wnioskowały do jakichś urzędów o wygaszenie. No ale to tak na marginesie.
Zrolowane kalki wraz z opisem technicznym trafiały do światłokopii Na tym w zasadzie kończył się cykl projektowania plastycznego. Kompletny projekt plastyczny następnie przejmowali kolejno, projektant konstrukcji nośnej i projektant elektryk. Powstawały następne dokumentacje. Projektant plastyk musiał być do dyspozycji obu wyżej wymienionych projektantów na wypadek takich czy innych dodatkowych uzgodnień. Także niejednokrotnie konsultacji wymagało formowanie szkła nad palnikiem w tak zwanej szklarni, czy też w przypadku podkładów blaszanych w warsztacie blacharskim. Ogólnie, kompletna dokumentacja neonu składała się z trzech dokumentacji, kopiowana zazwyczaj w 6 egzemplarzach. Dwa egzemplarze zawsze trafiały do archiwum, pozostałe na poszczególne warsztaty. Potem to już montaż i odbiór techniczny gotowego neonu. Osobiście, jako art. plastyk, muszę stwierdzić, że projektowanie neonów dawało mi dużą satysfakcję.
Tutaj muszę zaznaczyć, że w tamtych latach projektowaniem neonów zajmowało się wielu plastyków a także co poniektórzy architekci. Gros projektów wychodziła jednak z pracowni projektów przy firmie „Reklama”. Tworzyliśmy zgrany zespół, który składał się z trzech projektantów części plastycznej – art.pl. Stanisław Sikora, inż. arch. Janusz Tarantowicz, i moja skromna osoba – art.pl. mgr Jerzy Werszler. Ponad to w zespole znajdowali się – inż. konstruktor, Marian Grodzki i inż. elektryk, Mieczysław Pabian. Każdy z nas może się pochwalić wieloma projektami.
W firmie „Reklama” znajdowało się pomieszczenie przeznaczone na archiwum. Złożonych tam było wiele setek dokumentacji neonów. Z początkiem lat 90-tych, nowa dyrekcja firmy zdecydowała o likwidacji tego archiwum. Szkoda. Prace, które niejednokrotnie były swoistego rodzaju dziełami sztuki, zostały przekazane na makulaturę… Nie było także możliwości technicznych na solidne udokumentowanie fotograficzne neonów.
Opis niektórych neonów wg moich projektów
O historii neonu „Ewa z jabłkiem” – „Owoce i warzywa to twoje zdrowie”, wspomniałem wcześniej. Bardzo żałuję, że neon ten miał tak krótki żywot. To była naprawdę udana kompozycja. (W Internecie można znaleźć bardzo słabe zdjęcie tego neonu w widoku dziennym).
Dla tej samej Wytwórni Win i Przetworów Owocowych na Biskupinie, zaprojektowałem także neon – „warzywa i owoce to twoje zdrowie”. (Coś w tym rodzaju. Nie pamiętam dokładnie treści hasła). Treść oraz bogate elementy dekoracyjne neonu, były zlokalizowane
na dachach ciągu kamienic położonych przy uliczce tuż za dawnym dworcem PKS mieszczącym się kiedyś przy ul. Małachowskiego. Innym neonem, który sprawił mi dużą satysfakcję, była reklama „Lotem taniej niż myślisz”. Neon zlokalizowany był na dachu ściany szczytowej budynku u zbiegu ulic, Podwale i Braniborska na obecnym pl. Orląt Lwowskich. Ściana ta bodajże pod koniec lat 90 ubiegłego wieku, została przesłonięta nowoczesnym obiektem. Neon przedstawiał boczną sylwetkę samolotu z pełnym orurowaniem sylwetki. Samolot unosił się nad napisem „Lotem taniej niż myślisz”. Warto tu wspomnieć, że w początkowych latach siedemdziesiątych koszt przelotu samolotem z Wrocławia do Warszawy, był tańszy niż bilet na pociąg pośpieszny PKP na tej samej trasie.
Zespół kompozycji neonowych „Dom Pani”, zlokalizowany na elewacji secesyjnej kamienicy u zbiegu ul. Świdnickiej i pl. Teatralnego, wymagał szczególnie pracochłonnego opracowania projektu. Konserwator Zabytków zażądał zgrania formy neonu z wyglądem elewacji. Po kilku próbach, udało się. Neon ten bardzo ładnie „zagrał”, że się tak wyrażę, w filmie Romana Załuskiego pt. „Anatomia miłości”. (1972r.). Po jakimś czasie doprojektowałem obok semaforowy neon „Dom Pana”.
W roku 1973 powstał zespół neonów dla hotelu „Panorama”, zlokalizowanego na ówczesnym pl. Dzierżyńskiego, (obecnie pl. Dominikański) Wyżej wspomniałem o historii tego neonu. Neon w głównej części składał się z w pełni orurowanego ekranu na tle którego umieszczony był programowany napis „Panorama”. Muszę przyznać, że pomysłem do tego projektu było pierwsze we Wrocławiu kino z ekranem panoramicznym w Hali Ludowej. (Hala Stulecia). Neon ten był najdroższym, który został zrealizowany. Koszt całkowity wszystkich elementów tej reklamy przekroczył ponad milion ówczesnych złotych.
Neon „Księgarnia”, zlokalizowany na narożnym budynku u zbiegu pl. PKWN, (pl. Legionów) i ul. Grabiszyńskiej, frontem do obecnej ul. Piłsudskiego, był wyposażony w umieszczoną na dachu wzlatującą i mrugająca sowę. Sylwetka sowy z rozpostartymi skrzydłami, mierzyła bodajże ponad 3,5m. Semaforowo umieszczone były 3 elementy imitujące książki,
Może ktoś pamięta pawilon handlowy usytuowany na pl. Powstańców Śląskich, pomiędzy ul. Powstańców Śl. i Zaporoską. Na pawilonie tym był neon, który oprócz części tekstowej, miał zaprojektowane tak zw. „pawie oczka”. Urok tego neonu polegał na bogactwie oprogramowania. Elementy tworzące „pawie oczka”, rozmieszczone na obu krańcach pawilonu w czasie swojej świetności falowały całą gamą barw dostępnych w neonach. To chyba był najbardziej „żywy” neon we Wrocławiu. Był także na ul. Powstańców Śl. duży neon „Rumcajs” – napis i sylwetka osławionego rozbójnika. O ile dobrze pamiętam, z jakichś przyczyn, sylwetka rozbójnika została zdemontowana. Nie znam szczegółów tej sprawy. Do neonu „Rumcajs”, po jakimś czasie doprojektowałem napis – „Hanka”.
Czy pamięta ktoś taki neon jak „Moda Polska” w Rynku. To był prosty neon tekstowy ale na jego przykładzie stosowałem próby zastosowania metaplexu. Albo modelowaną czcionką, neon wysięgnikowy o treści „Dom Handlowy Ludwik”, także w Rynku. Obok był lekki neon „Malinka” wraz elementami dekoracyjnymi z rurek szklanych, mocowany bezpośrednio na elewacji. Był też kiedyś mały neon „Warzywa i owoce”, rozświetlający przejście typu arkadowego u zbiegu obecnej ul. Krupniczej i Kazimierza Wielkiego. Była także kompozycja, przeprojektowana kilkakrotnie, na szczycie dachu byłego domu towarowego Kameleon przy ulicy Podwale. Pamiętam kompozycję dla firmy „Otis”. Był bogato orurowany Wieczór Wrocławia przy byłej ulicy Świerczewskiego. Dość długo utrzymywał się non „Foton” dla sklepu fotograficznego w Rynku. Mojego projektu był również semaforowy neon Hotel
Polonia, przy ul. Świerczewskiego. (obecnie ul. Piłsudskiego). Neon mojego autorstwa z którego byłem szczególnie zadowolony mieścił się przy ul. Komandorskiej. Był to neon
„Cocktaill Bar” wraz z semaforem dekoracyjnym „Lody”. Zapamiętałem tą kompozycję ponieważ w owym barze serwowano wyśmienite, włoskie lody.
No i neon widoczny z daleka – „Poltegor” na dachu wieżowca przy ul. Powst. Śląskich.
O rozrysowywaniu takich powtarzalnych drobiazgów jak, „Społem”, „Apteka”, „Sklep spożywczy”, „Jubiler” itp. Nie ma nawet sensu wspominać. To tylko okruchy wyrwane z pamięci. Nie jestem w stanie, teraz po latach wymienić wszystkich neonów, które zaprojektowałem. Można to liczyć w wielu setkach. Były neony duże, średnie, małe, czy też kameralne, np. do wnętrz. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych to już była końcówka „szaleństwa” neonowego. W tym czasie zaprojektowałem serię neonów dla Straży Pożarnej. Także semaforowy neon „Milicja” przy ulicy Grunwaldzkiej. Pod koniec roku 1980 zaprojektowałem duży neon dla Związku Zawodowego „Solidarność”. Neon miał być zlokalizowany na dachu budynku przy ulicy Mazowieckiej. Niestety, ten projekt nie zdążył zostać zrealizowany z przyczyn oczywistych – stan wojenny. Projekt tego neonu, o ile się nie mylę, został zarekwirowany w moim domu przez ZOMO, które „złożyło mi nagłą, nocną wizytę” 9 stycznia 1982r.
Projektowałem nie tylko dla Wrocławia. Wiele neonów według moich projektów zostało zrealizowanych na terenie całego Dolnego Śląska, że wymienię tu przykładowo takie miejscowości jak Kudowa Zdrój, Polanica Zdrój, Kłodzko, Wałbrzych, Jelenia Góra, Legnica, Lubiń itd. Szkoda, że w tamtych latach nie było łatwych możliwości dokumentowania na fotografii kolorowej tych świecących neonów. Miałem kiedyś kilkanaście sztuk kolorowych slajdów na filmie ORWO, te jednak zaginęły. Swego czasu wypożyczył je ode mnie redaktor „Słowa Polskiego” p. Jacek Antczak, który twierdził, że w laboratorium gazety, fachowcy są w stanie odtworzyć z tego odbitki fotograficzne. Niestety, nigdy nic takiego nie powstało. Pan Antczak napisał wprawdzie zgrabny artykuł o neonach, ale slajdy zaginęły.
Z istniejących reklam neonowych wg projektów mojego autorstwa, zachowały się: Poza odtworzeniem neonu „Dobry wieczór we Wrocławiu”, neon „PZU – ubezpiecz swoje mieszkanie”, wraz z programowanymi sylwetkami skradającego się złodzieja. Neon zlokalizowany na pl. Kościuszki powstał w roku 1973 lub 1975 (?) Wciąż istnieje także kroksztyn metaloplastyczny połączony z rurką neonową dla byłego sklepu „Amfora” w Rynku. Początkowo napis „Amfora” był stylizowany na starą antyczną czcionkę. Po zmianie właściciela sklepu, napis musiałem przeprojektować i odtworzyć w innej formie czcionki. Zmianie także uległ rysunek na formie imitującej amforę w kroksztynie. Inny, podświetlany kroksztyn metaloplastyczny tworzy wysięgnik dla kawiarni, zlokalizowany na tej samej pierzei Rynku, obok byłego sklepu „Amfora”.
Neon „Dobry wieczór we Wrocławiu” ma swoją długą historię. Ja ten neon uratowałem przed całkowitym zniszczeniem. Zaprojektował go inż. arch. Janusz Tarantowicz. W jego wersji człowieczek uchylający kapelusza był mocowany częściowo do elewacji budynku i miał wysokość ok. 4m. Po adaptacji strychu na lokale mieszkalne, postać musiała być usunięta. W roku 1984 zwrócono się do mnie z propozycją przeprojektowania neonu. Poinformowałem o tym Tarantowicza. Ten jednak stwierdził wówczas, że projektowanie neonów już go nie interesuje, gdyż aktualnie pracuje nad projektem jakiegoś osiedla mieszkaniowego.
Nie mniej jednak, dla porządku, poprosiłem Tarantowicza o wspólne spotkanie z ówcześnie urzędującym Plastykiem Miejskim, Romanem Hoszowskim. Tak więc, ustaliliśmy formalnie, że Janusz Tarantowicz nie wnosi sprzeciwu żebym przeprojektował neon w ten sposób aby człowieczka po odpowiedniej przeróbce, można było umieścić na dachu. Nowa wersja wg mojego projektu została zatwierdzona 16 sierpnia 1984 roku. Człowieczek ze względów czysto technicznych musiał „stracić nieco na wadze”. Konstrukcja wsporna tego elementu musiała uwzględnić rodzaj pokrycia dachowego, które tworzą płytki korytkowe grub. 5cm.
Tak więc ciężar człowieczka został ograniczony. W istniejący napis nie ingerowałem. Kolorystykę świecenia zachowałem zgodnie z poprzednią wersją. Obecnie zamontowany człowieczek ma wys. 2,5m. Neon w dalszym ciągu cieszy oczy Wrocławian i przyjeżdżających gości. Rzetelny artykuł na temat historii tego neonu napisał pan Bogusław Molecki. Artykuł można znaleźć w Internecie.
Ostatnim, małym neonikiem jaki zaprojektowałem, była reklama pubu „13 igieł” przy ul. Igielnej. Ten neonik też już nie istnieje.
mgr Jerzy Werszler
art. plastyk
Wrocław, 2014/15